Dyveon urodził się w roku 15 BBY w niezbyt zamożnej rodzinie na planecie Korellia. Wychowywany był głównie przez apodyktycznego oraz bardzo wymagającego ojca, instruktora wojskowego wyspecjalizowanego w walce wręcz, jak i broni białej.  Z matką miał on kontakt niezwykle ograniczony, ze względu na to iż większość czasu przebywała poza planetą, pracując jako przewodniczka turystyczna w wielu kurortach na raz. Od najmłodszych lat, pod ciężką ręką ojca Dyveon był szkolony w walkach z bronią białą, w tym na wibroostrzach oraz zapoznał się z podstawowymi wojskowości.

W roku 1 ABY zostało złożone podanie do Szkoły Oficerskiej na planecie Carida, ale jedno zdarzenie pokrzyżowało niedoszłemu kadetowi plany, ze względu na zamieszki względem wspierania przez Korellię Rebeliantów. W trakcie tego całego zdarzenia, ojciec Dyveona został zabity przez pacyfikowany tłum, który uciekał przed żołnierzami Imperium. Zaniepokojona matka dość niechętnie zabrała swego syna na pokład statku wycieczkowego i zaczęła sprawować nad nim opiekę.

Przez następne 3 lata chłopak podróżował wraz z matką po wielu światach. Zwiedzał i poznawał coraz to nowsze zabytki, obiekty kultury danych ras oraz ich języki. Jednak w relacjach ze swoją rodzicielką szło o wiele gorzej, gdyż temperament, który zaszczepił jego ojciec, nie pozwala nawet na spokojną rozmowę. Ze względu na brak wcześniejszej integracji z rówieśnikami, nie mógł on się z kimkolwiek dogadać, co irytowało pozostałą personelu. Nie raz i nie dwa, w napadzie nie zrozumiałego szału pobił on pracowników, którzy mu ubliżali. Nie rozumiał, skąd brał się ten wzmożony gniew i agresja.

Podczas kolejnego nudnego kursu poznał czerwonoskórego Twi’leka, nie wiedział wtedy, iż ów osobnik jest byłym Jedi, który opuścił Zakon przed Wojnami Klonów i ukrył się przed Czystką. Twi’lek o imieniu Ocassuzo zainteresował się chłopakiem, zwłaszcza jego zamiłowaniem do walki bronią białą. Podczas 2 tygodniowego kursu czerwonoskóry pasażer zaproponował chłopakowi, by ten poleciał z nim na Coruscant, by tam mógł rozwijać swoje umiejętności. Mimo nieufności, wyczuwał w towarzyszu swych rozmów coś niezwykłego, tajemniczego, ale również fascynującego. W końcu jednak, przystał na jego ofertę. Zabierając tylko niezbędne rzeczy, nic nikomu nie mówiąc, wyjechał z Ocassuzo jego luksusowym jak dla Dyveona statkiem na Coruscant.

Po wylądowaniu na planecie, Twi’lek wyjaśnił chłopakowi, iż ten jest wrażliwy na Moc i szuka osoby, którą mógłby uczyć w zamian za pomoc w paru przedsięwzięciach. Czując, że jest to okazja do zrozumienia i rozwinięcia swoich umiejętności, uklęknął on przed Ocassuzo, tym samym godząc się na jego propozycję.

Przez następne 4 lata, Twil’ek wykorzystwał Dyveon jako chłopca na posyłki. Pomimo to przekazał część swojej wiedzy, głównie w technikach walki na miecze świetlne, jak i znajomość podstawowych zdolności posługiwania się Mocą. W końcu nadszedł czas, kiedy Dyveon postanowił odejść. Nie spodobało się to jego mistrzowi, któremu zależało na posiadaniu sługusa, który będzie wykonywał jego rozkazy. Doszło w konsekwencji do kłótni, w której wściekły chłopak jednym szybkim cięciem zdekapitował Twi’leka.

Zabrawszy statek jak i miecz świetlny powrócił on na Corellię by tam się osiedlić. Tuż po wejściu do zakupionego przez Dyveona domu zauważył, że w kącie pokoju stoi mężczyzna w średnim wieku o nijakiej twarzy. Podczas rozmowy wyszło, iż ów osoba szuka Twi’lek’a o imieniu Ocassuzo, byłego rycerza Jedi. Z lekkim rozbawieniem Dyveon stwierdził, że ten osobnik już nie żyje. Mężczyzna, bez ogródek stwierdził, że były mistrz chłopaka był jego celem do zlikwidowania. Wyczuwając wibrację w Mocy Dyveon dobył miecza w ostatniej chwili, gdy nieznajomy rzucił się na niego z własną bronią. Jego miecz świetlny miał klingę o czerwonej barwie. Walka nie trwała długo – Dyveon został szybko pokonany i rozbrojony. Po dłuższej rozmowie, która przedłużyła się do późna w noc, mężczyzna powiedział, że Dyveon był obserwowany od momentu wylądowania na Coruscant. Zabijając swego mistrza udowodnił, iż jest godny by zostać kandydatem na przyjęcie w szeregi pewnej organizacji. Przekazał mu tylko na jaką planetę ma polecieć, do kogo się zgłosić i wyszedł.

Tą planetą okazała się być Ord Mantell i znajdująca się tam placówka Bractwa Sithów. Po dotarciu na miejsce i powiedzeniu z czym przychodzi, łącznik stwierdził, że czas zacząć szkolenie.